Tym razem jest to kolejne uzupełnienie popularnego (może aż nazbyt, ponieważ w dalszym ciągu są problemy z jego zakupem) Raspberry Pi Zero, które dzięki niewielkim wymiarom zdobyło sobie wielu zwolenników, szczególnie tych, którzy tworzą aplikacje IoT. Pi Zero doczekało się już drugiej modyfikacji. W pierwszej dodano złącze kamery, co niekoniecznie oznaczało przełom. W drugiej jest lepiej – dodano tak brakujący interfejs sieciowy! Podobnie jak w Pi wer. 3, obsługuje on jednocześnie Bluetooth oraz Wi-Fi, a dzięki wbudowanej antenie umożliwia zachowanie naprawdę niewielkich wymiarów urządzeń.
Wygląd nowej wersji Raspberry Pi Zero przedstawia fotografia 1. Cena samej płytki kształtuje się w okolicach 10 funtów. Dostępne są, oczywiście, zestawy z adapterami (Mini HDMi, Micro USB) oraz nowa obudowa.
Ważniejsze cechy użytkowe to:
- procesor BCM2835 (1 GHz, bez możliwości przetaktowania) + 512 MB RAM,
- obsługa kart MicroSD,
- złącze Mini HDMI + audio, dla zewnętrznego monitora,
- 1 port Micro USB dla zasilania, typowy zasilacz 5 V/0,5 A
- 1 port Micro USB OTG dla urządzeń,
- GPIO zgodne z HAT (bez wlutowanego złącza IDC40),
- złącze kamery CSI,
- wbudowane Wi-Fi 2,4 GHz (802.11 bgn),
- Bluetooth BLE 4.1,
- zintegrowana zespolona antena Wi-Fi/BT,
- wyprowadzony sygnał reset i TV OUT, (bez wlutowanego złacza 2×SIP2),
- wymiary 65 mm×30 mm×5 mm,
- wsparcie programowe od NOOBS/Raspbian wydanych po 27.02.2017.
Patrząc na specyfikację, brak rewelacji. Dalej ten sam przestarzały, ale przetaktowany do 1 GHz SoC BCM2835 oraz interfejsy znane z wcześniejszej wersji Zero. Natomiast od strony praktycznej znacznie podnosi się wygoda aplikacji. Port USB zostaje wolny do użycia przez użytkownika, więc w większości sytuacji nie będzie potrzeby korzystania z zewnętrznego huba USB, odpadną problemy ze zgodnością i poborem prądu kart Wi-Fi USB. Niby nic, a pozwala na tworzenie bardziej „schludnych” aplikacji. Wydajność wbudowanego modułu Wi-Fi jest wystarczająca dla zastosowań IoT. W testach prędkość transmisji dochodziła do 2 MB/s (dsl.cz). Raspberry Pi Zero podczas działania pokazano na fotografii 2.
Po bliższych oględzinach płytki można zauważyć ponad gniazdem USB miejsce na wlutowanie złącza SMA (fotografia 3) dla anteny zewnętrznej, co umożliwi korzystanie z Wi-Fi, gdy Zero musi być zamknięte np. z przyczyn środowiskowych w metalowej obudowie.
Coś tam jednak nie do końca zostało przemyślane, ponieważ ewentualny rezystor mostkujący gniazdo SMA z wyjściem układu Wi-Fi musi być wlutowany „pod skosem”, więc zapewne niedługo doczekamy się kolejnej wersji Zero, z poprawioną płytką drukowaną. Mam nadzieję, że przy okazji zmieniony wreszcie zostanie SoC i po pięciu latach od premiery doczekamy się wreszcie tak „niesamowitej” funkcji, jak przycisk ON/OFF.
Podsumowując, nowe Zero nie jest przełomem, ale jest bardziej funkcjonalne, wytrzyma też pewnie konkurencję innych minikomputerków, które pomimo zastosowanych najnowszych rozwiązań nie mogą się równać z Raspberry Pi poziomem oferowanego wsparcia.
Adam Tatuś, EP